Przejdź do treści

Zrosty na koniuszku serca

Opublikowano 18 cze 2025
im
Data
26 cze — 25 lip 2025
Wernisaż: 26.06 / godz.19.00
Miejsce

GALERIA ARTTRAKT
Ofiar Oświęcimskich 1/1
Wrocław

Obce nam dzisiaj dawne słowo
Więdnie jak róża i krwawi jak rana...
Czy przetrwa jeszcze? czy nam się zabliźni
Pewnego Pięknego Rana?

 

Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, Bliźni

 

Anna Markowska w tekście do wystawy "Zrosty na koniuszku serca" pisze:

“Maria Pawlikowska-Jasnorzewska w wierszu Bliźni kugluje dziwnym podobieństwem zabliźniania i bliźniego, rany i poranka. Jedno słowo, tytułowi Bliźni, jest bliskie zarówno rany, jak i przyjaciela. A z poetyckiego żonglowania wynika, że blizna mieści w sobie i piękno, i ból, a także moc zapomnienia o poranku. Powoduje zatem jednocześnie niewspółmierne uczucia zachwytu i cierpienia. Blizna – ta, która uporczywie nie chce się zabliźnić – poetce przypomina i ranę, i różę. To niezwykłe zestawienie bliskie jest wyobraźni innego poety. Wilfred Owen opisał ranę okaleczonego na wojnie młodego mężczyzny w wierszu Beauty, najpierw wyrażając zachwyt, a potem przerażenie. Odłamek dosięgnął ciała, gdy mokra skóra błyszczała od wody, podczas pływania („the wet skin glistened when he swam”). Rana wyglądała przez chwilę, jak w pełni otwarty ukwiał ( „a fully-opened sea-anemone”). Osoby w pobliżu zakrzyknęły oczarowane „Cóż za piękno!” („What a beauty!’), przez ułamek sekundy widząc w niebywałym spektaklu nadzieję i wybuch witalności. Po niedługim czasie okazało się jednak, że w szkarłatnym kwiecie pojawiła się zgnilizna („a canker worked into that crimson flower”). W obu wierszach, Polki i Anglika, niemal równolatków, zasadniczym bohaterem jest oczywiście miłość, przemieniająca niezrozumiale skrajności w podobieństwa. A tę niepojętą rozumowo alchemię transformacji – bodaj na chwilę – rany w ukwiał oraz blizny w bliźniego, wyrazić potrafi jedynie sztuka.

 

Zrosty na koniuszku serca – zbiorowa wystawa czterech artystek: Patrycji Mastej, Grażyny Rigall, Joanny Rusinek i Katarzyny Swinarskiej, odnosi się do ran, które (już) nie krwawią. Tytuł wziął się z prawdziwej diagnozy lekarskiej postawionej jednej z artystek. Termin medyczny, odnoszący się do specyficznych pasm łącznotkankowych, czyli nieprawidłowych połączeń, powstałych w wyniku przebytych zapalnych stanów i urazów, prowadzi do zaburzeń rytmu serca i innych powikłań. Odwołuje się też – na szczęście, do procesów gojenia. W tym właśnie terapeutycznym wymiarze okazał się inspirujący i obrazotwórczy. Widz na wystawie powinien więc uruchomić wyobraźnię poetycką, trochę jak Maria Pawlikowska-Jasnorzewska i trochę jak Wilfred Owen, bo w alchemicznych procesach twórczych artystki zmieniły rany w kwiaty, płomienie, bramy innej rzeczywistości i emanacje barwne. Ale obrazy Mastej, Rigall, Rusinek i Swinarskiej nie są anestetykami. Uśmierzanie bólu byłoby zbyt proste. Dlatego zdarza się często, że obrazy wykorzystują piękno, by zadzierzgnąć relację z widzem. Piękno jest wówczas jak haczyk otwierający zabliźnienia. Opancerzeni stają się zahaczeni. Uzbrojeni, chełpliwie wskazujący na swą przewagę – zaczynają znowu czuć. Zahaczeni – stają się wrażliwi, zaczynają zwracają uwagę na relacje, na rolę jaką pełni uważność w ich pielęgnacji. To bowiem właśnie przywrócenie zdolności czucia pozwala zmieniać to, co poszło nie tak.

Piękno zabliźnionej rany, jak w różny sposób wizualizują to artystki, tkwi w tym, że zahaczając o konkretne relacje z ludźmi i środowiskiem, umocowuje je w codzienności. Jest pieczęcią bujnego, niesfornego, pełnego pasji życia, w którym nie boimy się biegów i skoków oraz wielkich miłości, choć wiemy, że można złamać i kości, i serce. Mastej, Rigall, Rusinek i Swinarska – choć tak wiele je różni – wydają się być pewne jednego: przysłowie „gdyby kózka nie skakała” jest jednym z najgłupszych tak zwanych mądrości narodu polskiego. Lepiej zdecydowanie wierzyć poetom: Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej i Owenowi. Rany, w tym złamane nogi i blizny na koniuszku serca są nieodzowną częścią życia, jeśli tylko jest to życie pojęte jako niezrozumiały dar. Wymaga wówczas wdzięczności, także za to czego doświadczyć nie chcieliśmy. Nie oznacza to jednak apologii cierpienia. Przeciwnie wręcz, jak sugerują artystki oznacza to wiarę we własną sprawczość, także – a może przede wszystkim – sprawczość własnej sztuki. To ona może dokonać przemiany przygnębienia w beztroskę, smutku w wewnętrzną pogodę, braku w nasycenie i upadku we wzlot. Obrazy mają bowiem siłę i zapadają głęboko w poranione serce. A rozpromieniając od środka nie pozwalają na utratę wiary, że blizny się zabliźnią w formie pięknego kwiatu.

Tekst Kuratorski: Anna Markowska

Artyści: Patrycja Mastej, Grażyna Rigall, Joanna Rusinek, Katarzyna Swinarska

Grażyna Rigall
Joanna Rusinek
Katarzyna Swinarska
Patrycja Mastej
Plakat

Pozostałe wydarzenia