Przejdź do treści

Wałbrzyska Galeria Sztuki BWA "Zamek Książ" zaprasza na wystawę malarstwa profesora Rodzińskiego.

Ogłoszenie
Opublikowano 15 gru 2008

Zaraz po zakończeniu studiów Stanisław Rodziński powiedział: "...będę wielkim malarzem...".

Artysta malarz urodzony w 1940 roku w Krakowie. Studiował w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie; dyplom uzyskał w pracowni Emila Krchy w 1963 roku. Tuż po studiach rozpoczął pracę pedagogiczną: najpierw w krakowskim Liceum Sztuk Plastycznych, następnie we wrocławskiej PWSSP (obecnie ASP; 1972-1980) i krakowskiej ASP (od roku 1981), gdzie w latach 1993-96 pełnił funkcję dziekana Wydziału Malarstwa, a w latach 19962002 funkcję rektora. Regularnie współpracował także z Uniwersytetem Jagiellońskim oraz z Papieską Akademią Teologiczną (Instytut Sztuki Liturgicznej) w Krakowie. Zaraz po zakończeniu studiów w krakowskiej ASP Stanisław Rodziński powiedział: "...będę wielkim malarzem...". Dziwiłam się wówczas temu śmiałemu i nierealnemu stwierdzeniu. Podziwiałam również dobre samopoczucie młodego artysty, aczkolwiek byłam pewna, ze to rodzaj autoterapii, sposób na brak pewności siebie, na brak wiary w swoje siły i zdolności. Mijały lata, a Staszek systematycznie malował, malował, malował. Inspiracja jak niegdyś pozostały dlań pejzaże, stare malarstwo, motywy religijne. Ma swoich mistrzów - malarzy, pisarzy, kompozytorów dawnych i współczesnych. Dużo czyta, dużo maluje, często pisze i nieustannie słucha muzyki. Podziwiałam i podziwiam jego koncentracje. Może pisać i czytać w każdych warunkach i okolicznościach. Co do mistrzów, to niewątpliwie najważniejszym był i jest dla niego Józef Czapki. Sadze, ze z latami postać to coraz bardziej go interesuje, jest coraz ważniejsza. Rodziński jest niezwykle kameralny. Jego gadulstwo w towarzystwie - to odreagowanie własnej nieśmiałości zasadniczo w każdej dziedzinie, mimo sukcesów, które zasłużenie odnosi. Maluje głównie cyklami. Nie ma problemów z podejmowaniem tematu, co mnie zadziwia. Na początku kolor w jego obrazach był wyciszony, monochromatyczny. Posługiwał się głównie bielą, czernią i ziemiami. Patrzącemu mogło się wydawać, ze autor tych obrazów jest daltonista, który nie zdoła się przełamać i dotrzeć do sedna koloru. Tymczasem okazało się, ze po latach kolor w obrazach Rodzińskiego jest mote nie dominujący, ale istotny i bogaty. Malarz nie obawia się czerwieni, żółci, błękitów i zieleni, niekiedy ostro, odważnie acz trafnie ze sobą zestawionych. Obok koloru czy formy, także tematu, istotna w tym malarstwie jest faktura. Rodziński z pasja stosuje różne rodzaje faktur. Nie jest łatwo odczytać, a jeszcze trudniej opisać te twórczość, która na przestrzeni lat przeobraziła się (mam odwagę tak to określić) z prozy w poezje... Te wartościowa, taka, z która można obcować nie odczuwając znużenia. Owszem, ciągle odczytując ja od nowa. Moja refleksja o tym malarstwie jest wiarygodna bowiem przed laty obrazy Staszka nie podobały mi się i miałam odwagę o tym mu mówić. Obecnie z pełnym przekonaniem mowie mu, ze to twórczość ogromnie mnie raduje. Patrząc na emocjonalna zawartość tych obrazów, w mojej prywatnej historii sztuki umieszczam Rodzinskiego gdzieś miedzy Sielickim, Czapskim, Rouaultem, a Van Goghiem. Życzę mu by malował nadal. Długo, długo, długo... By udało mu się dotrzymać słowa i tej obietnicy danej zaraz po studiach. Magdalena Rabizo-Bitek

Pozostałe aktualności