Przejdź do treści

Szkic jako manifest. Wokół wystawy „Ścieżki i ślady”

Fotorelacja
Opublikowano 28 kwi 2025
im
Szkic jako manifest. Wokół wystawy „Ścieżki i ślady”Karolina Poddębniak

Czy można wystawić na widok publiczny coś, co zazwyczaj trafia do szuflady? Wystawa „Ścieżki i ślady”, przygotowana przez studentki Mediacji Sztuki – Karolinę Poddębniak i Kalinę Radomską – w ramach kuratorskiego dyplomu licencjackiego, odpowiada na to pytanie z rozmachem – i z przekonaniem, że właśnie tam, wśród niepewnych linii, zapisków na marginesach i prób bez obietnicy spełnienia, tli się najczystszy ogień twórczy.

W przestrzeni MiserArt – strefy kreatywnej w labiryncie wykluczenia, która od lat pełni rolę miejsca spotkania sztuki i działań społecznych, wystawa „Ścieżki i ślady” zyskuje dodatkowy wymiar: empatyczny i wspólnotowy. To nie tylko galeria, ale przestrzeń twórczej rewitalizacji – miejsce, w którym proces staje się równie istotny jak efekt, a może nawet istotniejszy.

To właśnie tu ekspozycja odnajduje niezwykle trafny kontekst. MiserArt to przeciwieństwo klasycznego white cube'u – galeria nieukończona, surowa, z fragmentami tymczasowości wpisanymi w strukturę miejsca. Jej ściany pamiętają więcej niż niejeden świeżo wymalowany salon wystawowy. Sprawia wrażenie przestrzeni niedokończonej, szkicu, który nigdy nie przyjmuje ostatecznej formy. I właśnie dlatego tak dobrze rezonuje z ideą tej wystawy – z konceptem szkicu jako formy otwartej, niedomkniętej, wciąż stającej się. Tu wszystko się zgadza: treść i forma, zamysł i otoczenie.

To, co w praktykach twórczych zazwyczaj zostaje ukryte, tu wysunięto na pierwszy plan: niedoskonałość, prowizoryczność, zmienność. Instalacja it's not you, it's me Krzysia Bykowskiego staje się autoironicznym hołdem dla porzuconych pomysłów. Z kolei Entropia Magdy Marii Chomiak to książka artystyczna zbudowana z graficznych odpadków i fragmentów rzeczywistości.

Na wystawie znalazły się także szkice i notatniki – jak ∞letni proces Weroniki Lilla, Pamiętnik Adrianny Sabat czy Szkicowniki I–III Juliusza Lekstona – pełne luźnych obserwacji, emocjonalnych zapisów i fragmentów codzienności. Wideo Litości Klary Florek, praca Tam i z powrotem Emilii Wyry oraz Pierdolniczek Mikołaja Wojciechowskiego opowiadają o rytmie życia, podróży i intensywności koloru, a Kominy różne Zuzanny Leszczyńskiej przypominają, że inspiracją może być widok z okna. Natalia Kozioł w To be a woman is to perform rozbraja kobiecą tożsamość, a Katarzyna Trzęsicka w ceramicznych rzeźbach Ona I–III oddaje głos procesualności materii samej. Nie sposób pominąć także pracy Nadii Swobody – graficznego szkicu twarzy przyśnionej postaci, która po przebudzeniu nie dawała o sobie zapomnieć. Ten efemeryczny, wręcz mistyczny impuls stał się początkiem całego cyklu – i dowodem na to, że twórczość bywa nie tyle świadomą decyzją, co odpowiedzią na coś, co po prostu się wydarza.

Wiele z prezentowanych dzieł to formy efemeryczne, jak instalacja szszszczury Zuzanny Wanowicz czy cykl Abominacje Aleksandry Czarnoty – ekspresyjne, graficzne i pełne emocjonalnego niepokoju. Z kolei Narodziny idei kolektywu BREDNIE to manifest twórczego brainstormingowania: rejestr tego, co jeszcze niepewne, ale już znaczące. Działania performatywne dopełniły tę narrację. Pozwól mi się uchwycić Kaliny Nowickiej oraz improwizowany koncert Marcina Krajewskiego dopełniły opowieść o szkicu jako stanie przejściowym – ruchu, dźwięku, impulsie. Sztuka tu nie zaprasza do interpretacji, ale do współobecności.

Od lat pytam siebie: co właściwie dziś bardziej się liczy – proces czy efekt? Przez długi czas odpowiedzią było „efekt”, to przecież on trafiał na wystawy i do katalogów. Proces pozostawał za kulisami, ewentualnie w anegdocie. A przecież pokazanie pracy w toku to gest intymny, niemal wstydliwy – jak pokazanie się komuś, zanim zdążymy się ubrać. Piszę to jako artystka, bo wiem, ile odwagi kosztuje wpuszczenie kogoś do tej rozedrganej, niepewnej przestrzeni.

Niektórzy wielcy artyści także dawali się prowadzić procesowi – z pełnym zaufaniem do nieoczywistości. Francis Bacon pracował w absolutnym chaosie, twierdząc, że przypadek jest dla artysty tym, czym intuicja dla filozofa. Henri Matisse rysował nożyczkami bez wcześniejszego szkicu, a Leonardo da Vinci przez całe życie prowadził szkicowniki pełne obserwacji, notatek, dziwnych pomysłów i nieukończonych projektów. Ich niedokończone prace dziś uchodzą za dzieła same w sobie – i są dowodem na to, że szkic może być formą kompletną.

Z drugiej strony – jako wykładowczyni i kuratorka – wiem, jak ważne jest bycie blisko procesu. Często uczestniczę w nim: towarzyszę pomysłom, planom, rozwojowi prac. Iniemal zawsze realizacja odbiega od pierwotnych założeń. I dobrze – bo sztuka, jak życie, nie znosi schematów. Kuratorki pytają: jak wygląda proces twórczy? No właśnie, jak? Czasem w bólu, czasem z lekkością. Czasem coś powstaje przypadkiem – i choć niewielu chce się do tego przyznać, przypadek też bywa twórczy. Warto go nie tylko tolerować, ale pielęgnować. To przecież z niego rodzą się najciekawsze ślady.

Warto też przypomnieć, że dla wielu artystów sztuki konceptualnej szkic – jako myśl, notatka, plan działania – był pełnoprawnym dziełem. Idea stawała się ważniejsza niż jej realizacja, a proces myślowy stawał się rdzeniem twórczości. W tym sensie wystawa „Ścieżki i ślady” ma w sobie coś z ducha konceptualizmu – pokazuje, że sztuka nie musi być „gotowa”, by była prawdziwa.

Wystawa „Ścieżki i ślady” to nie tylko afirmacja młodej twórczości. To także manifest; zaproszenie do myślenia o sztuce jako przestrzeni nieustannego stawania się. Kuratorki, Karolina Poddębniak i Kalina Radomska, zdołały nie tylko zebrać i zaprezentować bardzo różnorodny materiał, ale też stworzyć z niego przekonującą narrację o twórczości jako akcie ryzyka, porzucenia i czułości. To propozycja odważna, ale i dojrzała – i właśnie dlatego tak świeża.

Autorka tekstu: Agata Grzych

Pozostałe aktualności